Skip to content Skip to footer

Pożegnanie jesieni. Powieść

Stanisław Ignacy Witkiewicz

35,70 

Kup e-booka

Pożegnanie jesieni jest najbardziej znaną powieścią Stanisława Ignacego Witkiewicza. Jej tematem są przeżycia grupy dekadentów (z Atanazym Bazakbalem na czele), którzy na co dzień żyją w dusznej i męczącej atmosferze głębokiego kryzysu egzystencjalnego i kulturowego; w których – jednakże – każdego dnia odzywa się w sposób namacalny potęgujące się poczucie „metafizycznej dziwności istnienia”.

Informacje dodatkowe

ISBN

978-83-61199-68-7

Wymiary

140 x 205 mm

Data wydania

2013

Ilość stron

384

Opis

Pożegnanie jesieni jest najbardziej znaną powieścią Stanisława Ignacego Witkiewicza. Jej tematem są przeżycia grupy dekadentów (z Atanazym Bazakbalem na czele), którzy na co dzień żyją w dusznej i męczącej atmosferze głębokiego kryzysu egzystencjalnego i kulturowego; w których – jednakże – każdego dnia odzywa się w sposób namacalny potęgujące się poczucie „metafizycznej dziwności istnienia”. Tymczasem ani „rozmowy istotne”, ani też rozmaite eksperymenty psychologiczne i artystyczne, które są udziałem głównych bohaterów, nie zapobiegną postępującej degrengoladzie. W tle dokonują się bowiem gwałtowne przemiany społeczno-polityczne zmierzające do rewolucji „niwelistycznej”, która nie tylko spowoduje powszechną mechanizację (połączoną z od­in­dy­wi­duali­zo­wa­niem człowieka), ale również zniszczy religię, filozofię i sztukę. Witkiewicz w Pożegnaniu jesieni ukazuje zatem dobitnie i sugestywnie – w charakterystyczny dla siebie sposób: na poły groteskowo, na poły realistycznie – tragiczną wizję unicestwienia jednostki („Istnienia Poszczególnego”) oraz upadku całej kultury.

…nagle dziwna pustka ogarnęła Atanazego: w tej chwili nie chciał ani życia, ani śmierci – chciał po prostu trwać – jedynie trwać, a nie żyć. Gdyby tak można patrząc na ten świat rozwiać się w nicość, nie wiedząc o tym wcale, nie czując samego procesu rozwiewania się! (…) Świat zakręcił się cicho na jakichś olbrzymich dźwigniach i uleciał w tamten wymiar: zmieniał się szybko w „tamtą”, niewyrażalną, ucieleśnioną samą czystą piękność. (…) I kiedy „trwał tak bez trwania”, doszedł go nagle jakiś trzask i szum: ze splątanych skoruszyn i rokit wysunęła się ciemnobrązowa włochata masa i szła przez mały trawniczek między głazami, z którego sterczały zeschłe baldaszki i więdnące jesienne gencjany – wprost ku niemu. (…) „Masz babo placek – rzekł Atanazy bez cienia strachu. – Popsuje mi ostatnią chwilę”. (…) Niedoszły samobójca zerwał się i rozejrzał się dokoła. Instynkt samoobrony działał mechanicznie (…). Broni nie miał. Chwycił całą garść białego proszku, którego kupkę miał na papierze obok siebie, i cisnął w pysk niedźwiedzicy, rozwierający się tuż nad nim, i odskoczył w tył na głaz. Przypomniał mu się Łohoyski, który kokainował swego kota, i roześmiał się nagle szeroko – to była wyższa marka.